II Bursztynowy Półmaraton -10 km


 Asfalt? Mam biegać po asflacie? No nie :-(, ale w planie treningowym widniała informacja: długi bieg: 01:00:00. Dlatego postanowiłem wybrać bieg, w którym nie będę musiał wbiegać i zbiegać, aby nogi nie musiały ciężko pracować lecz jednocześnie będę mógł się spocić rywalizując w zawodach( tydzień po tym biegu zbliżał się start na Ultra 68km, wymarzony). Miejscem startu była miejscowość Strzekęcino.



Zawody na dystansie 10 km rozgrywane były pierwszy. W ramach II Bursztynowego Półmaratonu w Strzekęcinie organizatorzy przygotowali również możliwość startu na dystansie o połowę krótszym niż główny. Wiedziałem, iż z Koszalina na miejsce startu prowadziła cały czas ścieżka rowerowa, więc nie mogłem nie skorzystać - przyjemne z pożytecznym. Po godzinnej jeździe rowerem już odbierałem pakiet startowy. Zjeżdżali się następni zawodnicy, powoli wszyscy spacerowali na linię startu.
Trasa zawodów była mi znana. Drogę asfaltową łączącą gminę Świeszyno z gminą Manowo tym razem miałem przemierzyć biegnąc. Wszystko rozpoczęło się o godz. 12. Na bieg założyłem sobie, że pierwsze pięć kilometrów przebiegnę "spokojnie". Pilnując na zegarku, by tętno nie przekraczało 165 uderzeń na minutę.  Plany wzięły w łeb. Już na pierwszym kilometrze, gdzie stała moja wierna kibicka💗 i robiła zdjęcia, widziałem, że jest za szybko. Trzymałem więc tętno 170! Ciężkie zadanie było przede mną, bo brak wiatru w lesie sprawił, że biegło się jakby będąc w aucie bez klimatyzacji, gdy za oknem ponad 30 stopni. Jednak największy problem zrobiły mi podbiegi na trasie :-). Zapomniałem przed startem, że gdy jeździliśmy przez tą trasę to ukształtowanie terenu było zróżnicowane. Problemy na podbiegach stanowi efekt sobotniej podkręconej kostki. Zebrałem kolejne doświadczenie z bólem w stopie. Skróciłem krok i nieco zwolniłem i tak do siódmego kilometra pilnowałem stopy na "wzniesieniach". Ostatnie kilometry chciałem jeszcze przyspieszyć, ale musiałem 30 sekund poświęcić na zbicie tętna. 180! Przeszedłem w marszobieg i złapałem spokojnie oddech. Na ostatnim kilometrze dogonił mnie zawodnik ,którego  tempo próbowałem utrzymać. Niestety, wbiegłem 20 sekund za nim i ostatecznie z czasem 47'07" zająłem dziesiąte miejsce. 

 Zmęczony, ale mega zadowolony, bo:
- trasa przez ukształtowanie trudniejsza niż zakładałem
- bo noga wytrzymała i start w górach dojdzie do skutku.
- bo sprawdziło się, że po rowerze, mogę jeszcze "zadowalająco" pobiec i może w roku 2020 uda się wystartować w duathlonie lub triathlonie.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz